Rozdział XXII

     Po południu zaszedł do Luthera Broada. Baurus już tam był. Zagadał jak poprzednio i znów uzyskał odpowiedź twierdzącą. W kilku słowach zrelacjonował wynik spotkań z Tar-Meeną i Phintiasem. Redgard zmarszczył brwi.


Karczma Luthera Broada

     - To zbyt ważne sprawy, żeby przejmować się jakimś elfem – wydął wargę. – Zwłaszcza, że zależy mu na tej księdze, zatem prawdopodobnie chce wstąpić do tej sekty.

     Spojrzał mu w oczy.

     - A to znaczy, że jest naszym wrogiem.

     - Mówisz, żeby mu tę księgę odebrać siłą? – Mario zadrżał. – To przestępstwo i to poważne.

     - Przestępstwo – Baurus skinął głową. – Ale czym jest to przestępstwo, w porównaniu do zniszczenia świata przez Dagona? Nie mamy wyboru. A raczej mamy tylko między złem i gorszym złem. Wybór jest prosty. Zdobądź tę księgę za wszelką cenę.

     - Rozkaz – szepnął Mario. – Ale pozwól, że najpierw spróbuję perswazji. Może posłucha. Jeśli nie, zaczaję się na niego na szlaku, w pobliżu mostu. Będę go śledził i w odpowiednim momencie uderzę.

     - Tak trzeba – westchnął Baurus. – Przywykniesz. Mnie też się to z początku nie podobało. Ale taka to już nasza służba. Tylko pamiętaj – zniżył głos. – Jeśli trzeba będzie go zabić, nie wahaj się. Wiem, to okrutne, ale mamy do wyboru tylko jedno życie, albo żywoty ich wszystkich – zatoczył ręką wokół.

     Mario zamknął oczy. Miał rację Jauffre, gdy przestrzegał go, że to ciężka służba. Oto jeden z jej ciężarów. Nie wiadomo, czy nie największy: nieczyste sumienie.

     - To wróg – Baurus szturchnął go w ramię. – Pamiętaj o tym.

     - Niekoniecznie wróg – odrzekł Mario. – Phintias mówił o nim jak o jakimś uczonym. Może on tylko bada te księgi?

     - Nieistotne – uciął Baurus. – Księga bezwzględnie musi znaleźć się w naszych rękach. Jak to zrobisz, twoja sprawa. Pamiętaj jednak, że Ostrza mają dość wpływów, żeby cię wyciągnąć z więzienia, w razie wpadki. A nawet żebyś w ogóle tam nie trafił.

     - Rozkaz – powtórzył Mario, zrezygnowanym tonem. – Zrobię co będzie trzeba. A przy okazji wyduszę z niego informacje. Może będzie wiedział, gdzie szukać czwartego tomu?

     - Zrób tak – Baurus skinął głową. – Ale jeśli coś pójdzie nie tak, powiadom mnie natychmiast. Łatwiej wtedy będzie znaleźć sposób, żeby to naprawić.

     Spojrzał na niego i pokiwał głową.

     - Oczywiście, najlepiej zrobić to dobrze od początku – mruknął. – Mnie nie udało się ocalić cesarza i sam widzisz, co się dzieje.

     Tego dnia odwiedził jeszcze księgarnię dwukrotnie. Raz w południe i raz pod wieczór, ale przybysz z Valen nie pokazał się. Zrelacjonował to Baurusowi i zrezygnowany udał się do swej chatki. Tam znów próbował poczytać „Komentarze”, ale po krótkim czasie uznał, że to stek bzdur, w dodatku napisany niepoprawnie i niegramatycznie, przez jakiegoś nienormalnego człowieka, Wierzyć mu się nie chciało, że kogokolwiek mogła ona zachęcić do wstąpienia w szeregi sekty. Chyba tylko tych, co nie potrafili czytać. W jaki sposób ktoś taki zdołał odkryć zawartą w nich wskazówkę, pozostawało zagadką.

     W nocy źle spał. Zdawał sobie sprawę z upływu czasu i że działa to na ich niekorzyść, tymczasem z konieczności obaj pozostawali bezczynni. To wszystko sprawiło, że czuł niepokój, który nie pozwalał mu spać spokojnie. Budził się co chwilę, przewracał z boku na bok, na przemian otwierał i zamykał okna. Dopiero nad ranem zmorzył go głębszy sen.

     I rankiem, gdy się obudził, wpadł na pomysł, jego zdaniem, doskonały. Jeśli okaże się, że ów Gwinas znów dziś nie przyjechał, poprosi Phintiasa, aby pokazał mu tę księgę. Usiądzie sobie w księgarni i poczyta ją, porobi jakieś notatki. Ważne, żeby zrobić to w taki sposób, by księgarz ani na chwilę nie spuścił jej z oczu. Trzeba zdobyć jego zaufanie i przekonać go, że nie zamierza go oszukać. Nie będzie niczego kombinował i uczciwie odda mu księgę, demonstracyjnie pokazując swoje czyste intencje, przy czym zaobserwuje, gdzie Phintias ją schowa. W nocy zwyczajnie włamie się do sklepu i ją ukradnie. Nie chciał tego robić, ale myśl, że inaczej być może będzie musiał zamordować Gwinasa, wydała mu się wstrętna. Mario jest cichy i potrafi się skradać – nikt nie powinien go zauważyć. I natychmiast przekaże ją Baurusowi. A następnego dnia, jak gdyby nigdy nic, znów zajdzie do księgarni i spyta o Gwinasa. Jeśli w dalszym ciągu go nie będzie, znów z niewinną miną poprosi o wypożyczenie księgi i możliwość porobienia notatek. Phintias odkryje wtedy zniknięcie księgi. Ale mało prawdopodobne, by go o to podejrzewał. A nawet jeśli, nie udowodni tego. Straż może sobie zarządzić rewizję w jego chatce – niczego nie znajdzie. Ważne, by w przekonujący sposób udać rozczarowanie po zniknięciu księgi.

     Podbudowany, w samo południe zaszedł do księgarni. I cały misterny plan okazał się nic niewart, bowiem Gwinas właśnie tego ranka odebrał swoją księgę.

Phintias w księgarni "Pierwsze wydanie"

     - Zgodził się z tobą spotkać – pocieszył go Phintias. – Zatrzymał się w hotelu Tibera Septima. Oczekuje cię wieczorem.

     Mario aż gwizdnął przez zęby.

     - Musi mieć pełną kiesę, skoro zatrzymuje się w takim hotelu – stwierdził. – Pewnie nie zgodzi się jej odsprzedać. Ale może chociaż pozwoli przejrzeć i porobić parę notatek.

     - Robił wrażenie kogoś zamożnego – zgodził się Phintias. – Miał na sobie długą, bogatą szatę, choć postury był raczej mizernej, jak to Bosmer.

     Zawiedziony Mario wyszedł z księgarni i skierował swe kroki ku dzielnicy Elfie Ogrody. Tam spotkał się z Baurusem i opowiedział mu o wszystkim.

     - Pójdę z tobą – rzekł Baurus. – To jest, nie z tobą, ale przed tobą. Usiądę sobie na dole, w restauracji. W razie jakiejś awantury, będę mógł ci pomóc. Potem ty się zjawisz. Jeśli spotka się z tobą na dole, przyjrzę mu się i to ja będę tym, który później zaczai się na niego.

     - Dlaczego? – zaoponował Mario. – Wziąłem to już przecież na siebie.

     - Ale będziesz z nim widziany, a więc również podejrzany. W takim miejscu jest za dużo świadków. Na mnie może nikt nie zwróci uwagi, a ja postaram się wtopić w otoczenie. Ty sam udawaj, że mnie nie znasz, nawet nie spoglądaj w moją stronę.

     - A jeśli przyjmie mnie w swoim pokoju?

     - To gorzej – Baurus pokręcił głową. – W takim razie… Słuchaj, zrobimy inaczej. Idę teraz wynająć tam sobie pokój. Jak zwykły gość hotelowy. Wtedy nikt nie będzie mnie podejrzewał, jeśli wkrótce po tobie pójdę na górę. Będę w pobliżu. Muszę jednak znać numer pokoju, w którym on mieszka, a nie mogę o to spytać, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Ty musisz to zrobić. Zrób to tak, żebym usłyszał.

     - Usiądź blisko recepcji – odrzekł Mario. – Powtórzę go, w razie czego, na tyle głośno, żebyś usłyszał. Zamów sobie jakieś piwo, czy coś. Długi łyk i mlaśnięcie będą oznaczały, że zrozumiałeś.

     - Szybko się uczysz – uśmiechnął się Baurus. – Jakby coś poszło nie tak, natychmiast uciekaj z miasta. Spotkamy się o północy, u wylotu kanałów. A co potem, no cóż, zobaczymy.

     Po tych słowach Baurus podniósł się z miejsca i wyszedł na ulicę. Mario zamówił sobie coś do jedzenia, ale był tak zamyślony, że prawie nie czuł smaku. Na koniec kupił jeszcze trochę chleba, sera i kilka jabłek, po czym również wyszedł.

Hotel Tibera Septima w dzielnicy Plac Talosa

     Gdy znalazł się w swej chatce, niechętnie rzucił okiem na dwa tomy „Komentarzy”, położone na półce. Nie miał siły zagłębiać się w powikłaną retorykę Mankara Camorana. Postanowił, że się zdrzemnie, aby wieczorem być wypoczętym. Nie zdołał jednak zasnąć. Z rękami założonymi za głowę, wpatrywał się w belki, podtrzymujące dach, jakby szukał tam podpowiedzi. Myślami błądził początkowo wokół ksiąg na półce. Jak to możliwe, że ktoś potrafi wysnuć jakąś wskazówkę z tak pokrętnej treści? Nie pasowało mu to. Według niego, członkowie kultu nie mogli być zbyt inteligentni. Ludzie myślący raczej nie dołączyliby do kultu Mehrunesa Dagona. Zawsze znajdzie się kilku odszczepieńców, ale nie aż tylu. Kultyści nie byli wojownikami i wcale nie wydawali się zbyt bystrzy. Uderzali na oślep, jak banda zbójów, nie dbając o własne straty. W każdym starciu bardzo wielu ich ginęło, ich taktyka też pozostawiała wiele do życzenia. Przecież w Weynon tylko we dwóch, z Jauffre, pokonali znacznie większą liczbę atakujących. Jauffre, w porządku, jest doświadczonym i elitarnym wojownikiem, ale on? Nowicjusz, a na miecze zabił aż trzech. A w podziemiach? Tylu ich było, a troje Ostrzy przy jego skromnej pomocy rozniosło ich w puch! Fakt, cesarza nie uratowali, ale to raczej świadczyło o tym, że kieruje nimi ktoś inteligentny, a oni sami są tylko narzędziem, jak bydło, prowadzone na rzeź. W człowieku myślącym trudniej jest wzbudzić taki fanatyzm. To muszą być prości ludzie. Ta wskazówka też musi być łatwa, bo inaczej nie zgromadziłby wokół siebie tylu prostych ludzi. Ale jak może być łatwa, skoro w zawiłości zdań może się pogubić nawet znawca literatury?

     Tar-Meena twierdzi,  że aby znaleźć wskazówkę, trzeba mieć wszystkie tomy. Może w trzecim i czwartym jest coś, co naprowadzi go na trop? Ale najpierw trzeba je zdobyć. A żeby je zdobyć, być może trzeba będzie dopuścić się morderstwa. Czy da radę? I, co ważniejsze, czy potrafi później żyć z tą świadomością? Wiedział tylko, że ze wszystkich sił będzie się starał tego uniknąć.

     A potem musiał zasnąć, bo gdy otworzył oczy, w chatce było już ciemno. Zerwał się z łóżka, przestraszony, że przespał termin spotkania. Ale gdy tylko otworzył drzwi, zrobiło się jaśniej. Słońce jednak już pogrążało się w odmętach jeziora. Najwyższy czas!

     Obmył trochę twarz i przyczesał włosy. W tak drogim hotelu nie wypadało pokazać się z potarganą fryzurą. Chwycił też pełną kiesę na wszelki wypadek i przypasał miecz, modląc się w duchu, by nie był mu potrzebny. Szybkim krokiem ruszył do miasta.

     Hotel istotnie był luksusową placówką, przeznaczoną dla bogatych klientów. W przestronnej restauracji na dole dostrzegł Baurusa, ale nie dał tego po sobie poznać. Redgard siedział przy kontuarze, za którym uwijał się oberżysta. Mario podszedł do lady.

Hotel Tibera Septima. Sala restauracyjna

     - Witam w hotelu Tiber Septim – odezwał się człowiek za kontuarem. – Czy życzy pan sobie pokój, czy też kolację?

     - Jestem umówiony z panem Gwinasem z Puszczy Valen – odparł Mario. – Nazywam się Marius Cetegus. Niestety – powiódł wzrokiem po sali – jeszcze nie zdążyliśmy się poznać i nie wiem, który to.

     - Ach, tak – uśmiechnął się oberżysta. – Pan Gwinas uprzedził mnie o pańskiej wizycie. Zajmuje pokój numer dwa, schodami na górę i drugi pokój po prawej stronie.

     Baurus chwycił swój kufel i pociągnął z niego długi łyk. Mlasnął z upodobaniem, jakby zachwycił go smak piwa. Jak na razie zgodnie z planem. Mario skierował się na schody. Łatwo znalazł pokój numer dwa. Zapukał. Gdy usłyszał uprzejme „proszę”, nacisnął klamkę i znalazł się w przestronnym i bogato urządzonym pokoju.

     Gwinas siedział w fotelu z książką w rękach. Obok stał kandelabr z płonącymi kilkoma świecami. Gdy Mario wszedł, elf wstał i odłożył książkę.

     Był dobrodusznie wyglądającym Bosmerem, o pucołowatych policzkach, choć sylwetka jego wciąż była w miarę smukła. Miał na sobie długą, ciemnoczerwoną szatę, zdobioną złotymi haftami. Czupryna jego udrapowana została w taki sposób że przypominała płomień – dość popularna fryzura pośród bosmerskiej arystokracji.

     - Pokój temu domowi – odezwał się Mario, zgodnie ze zwyczajem. – Nazywam się Mario Cetegus. Byliśmy umówieni na dzisiejszy wieczór.

     - Ach tak, oczywiście – Gwinas uśmiechnął się uprzejmie. – Proszę, wejdź, usiądź. Napijesz się wina? W Cyrodiil macie naprawdę znakomite wina, grzechem byłoby nie skorzystać.

     - Odrobinę – odrzekł Mario, sadowiąc się w fotelu obok i skinieniem głową dziękując za podany mu kielich. – Nie chcę nadużywać twojej uprzejmości i marnować twego czasu, dlatego pozwól, że od razu przejdę do rzeczy. Chodzi mi o trzeci tom „Komentarzy”.

     - Domyślam się – rzekł Gwinas z przekąsem. – Ale spóźniłeś się. Ta książka jest moja.

     - Oczywiście – Mario uniósł dłoń w obronnym geście. – Nie zamierzam zaprzeczać. Ale chciałbym ją od ciebie odkupić.

     - Nie jest na sprzedaż – Gwinas pokręcił głową. – Przyjechałem po nią aż z Valen. Będziesz musiał poszukać innej kopii.

     Mario odstawił kielich na okrągły stolik i westchnął przeciągle.

     - Potrzebuję twojej kopii – rzekł cicho, ale wyraźnie. – Bo nie wiem gdzie szukać innej.

     - Powiedziałem, nie jest na sprzedaż – głos elfa zabrzmiał ostrzej. – I nie próbuj mnie prześladować ofertami. Nie jestem jakimś żałosnym molem książkowym, któremu wszystko jedno, co czyta. I radzę nie próbować żadnych sztuczek. Mam wysoko postawionych przyjaciół, w razie czego.

     - Przyjaciół? – prychnął Mario. – W Mitycznym Brzasku?

     Elf nieco się spłoszył.

     - Nie mówiłem o Mitycznym Brzasku – odrzekł ostrożnie. – Tak naprawdę nie wiem nawet, o czym mówisz. Jaki Mityczny Brzask?

     - Nie udawaj głupiego – Mario zniecierpliwiony potrząsnął głową. – Dobrze wiesz, o czym mówię.

     - No, dobrze – Gwinas przygryzł wargę. – Widzę, że nieobce są ci „Komentarze” Mankara Camorana. Wiesz, daedryczne sekty nie są sprawami publicznymi. Otacza je mrok wstydliwej tajemnicy. Ale to głupie uprzedzenia – machnął ręką. – I przesądy. Żądnych przygód myślicielom, o otwartych umysłach, kult daedryczny ma wiele do zaoferowania…

     - Posłuchaj uważnie – przerwał mu Mario, tracąc cierpliwość. – Nie mówimy tu o kulcie łagodnej Azury, czy hedonistycznej sekcie Sanguine. Mówimy o bardzo złym kulcie, poświęconym najokrutniejszemu z daedrycznych książąt, Mehrunesowi Dagonowi, który marzy o tym, by nasz świat zniszczyć. Nie urządzić na swoją modłę. Zniszczyć. Dotarło to do ciebie? A Mityczny Brzask ma mu w tym pomóc. Już pomógł. Oni zabili cesarza!

     Gwinas upuścił swój kielich. Rozbił się w drobny mak, opryskując jego szatę i pozostawiając plamę wina na jasnym dywanie.

     - Ty… Ty mówisz poważnie – szepnął. – Ty nie żartujesz, prawda?

     - A wyglądam jak ktoś, komu chciałoby się śmiać? – prychnął Mario. – Niestety, mówię całkiem poważnie. Mityczny Brzask chce sprowadzić Mehrunesa Dagona do naszego świata i nie cofnie się przed niczym. Czego spodziewasz się po ludziach, którzy zamordowali prawowitego cesarza?

     - Mityczny Brzask?... To oni byli tymi... To oni go zabili? – oczy Gwinasa wyglądały jak dwa spodki. – A skąd ty o tym wiesz?

     - Bo byłem przy tym! – huknął Mario. – Byłem wśród tych, którzy eskortowali go w podziemiach. I widziałem to na własne oczy. I uwierz mi, zrobię wszystko, żeby ich powstrzymać. Wszystko!

     Gwinas usiadł, podpierając się drżącymi rękami o oparcie fotela.

     - Wiem, że mówisz prawdę – odezwał się słabym głosem. – Potrafię to wyczuć. Między innymi dlatego mogę się ubierać dziś w taką szatę i mieszkać w takim hotelu – próbował się uśmiechnąć, ale przez usta przebiegł mu tylko niewyraźny grymas. – Nie miałem o tym pojęcia. Musisz mi uwierzyć. Nie wiedziałem… to znaczy, wiedziałem, że oni są daedrycznym kultem. Czytałem dwa poprzednie tomy Camorana. Jego wizje o Mehrunesie Dagonie uznałem za fascynujące, nawet rewolucyjne. Ale zamordować cesarza? Maro, chroń nas!

     - A to dopiero początek – westchnął Mario. – Pierwszy krok do zniszczenia świata. Czego spodziewałeś się po Mehrunesie Dagonie? Nagrody? Byłem w Otchłani, widziałem, jak nagradza swoje sługi. Umierają w klatkach, albo wiszą za nogi. I to tylko ci, którzy nie zostali od razu wrzuceni do lawy. Pragniesz takiego losu?

     Gwinas z przestrachem potrząsnął głową.

     - Ja chyba… Ja chyba wiem, kim jesteś – szepnął. – Domyślam się. Jesteś Ostrzem, prawda? Nie, nic nie mów, wiem, że ci nie wolno. Posłuchaj – pochylił się ku niemu. – Zafascynował mnie daedryczny kult, to prawda, ale nic nie wiedziałem o jego udziale w tej zbrodni. Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył?

     Mario przez chwilę wpatrywał się w jego oczy.

     - Trzymaj się od nich z daleka – odrzekł w końcu. – I naprawdę, lepiej byłoby, gdybyś odsprzedał mi tę książkę.

     - Tak, oczywiście – elf chwycił leżącą na stoliku księgę i wcisnął mu ją w ręce. – Nie trzeba – dodał, gdy Mario chwycił za sakiewkę. – Po prostu ją zabierz. Nie chcę, żeby ktokolwiek pomyślał, że miałem cokolwiek wspólnego z ich szalonymi intrygami. Proszę, trzeci tom jest twój. Co z nim zrobisz, to twoja sprawa. Nie mów mi, do czego ci potrzebna, nie chcę wiedzieć. Ja wracam do domu. Żałuję, że w ogóle wybrałem się w tę podróż.

     - Dziękuję – szepnął Mario z ulgą. – Nawet nie wiesz, jak bardzo pomogłeś teraz Cesarstwu.

     - To ja dziękuję – Gwinas uśmiechnął się nieśmiało. – Za otwarcie moich oczu. A przecież powinienem sam się domyślić, że Mehrunes Dagon oznacza zniszczenie.

     - Żebym jeszcze tylko wiedział, jak zdobyć czwarty tom – mruknął Mario. – Potrzebuję wszystkich czterech. Nie obiło ci się coś o uszy?

     - A owszem – uśmiechnął się elf dobrodusznie. – Tomu czwartego nie można kupić. Można go dostać tylko bezpośrednio od członka Mitycznego Brzasku.

     - No, to mam kłopot – Mario podrapał się po nosie.

     - Mogę ci pomóc – zaofiarował się Gwinas. – Umówiłem się na spotkanie ze Sponsorem, jak on sam się nazwał. I to w tej właśnie sprawie.

     Mario podniósł wzrok.

     - Poczekaj, mam tu pismo od niego.

     Wstał i podszedł do komody, z której wyjął zwinięty w rulon list. Zamachał nim, po czym podszedł do Maria o wcisnął mu rulon w rękę.

     - Proszę, weź je. To powie ci, dokąd pójść. Miałem zamiar się tam wybrać, ale po tym, co mi powiedziałeś – pokręcił głową. – Nie chcę mieć nic wspólnego z Mitycznym Brzaskiem. Przysięgam.

     Mario uśmiechnął się przyjaźnie.

     - Dziękuję ci – wyciągnął do niego rękę, którą elf niepewnie uścisnął. – Kto wie, czy właśnie nie zyskałeś udziałów w uratowaniu Cesarstwa? A może nawet świata. Oczywiście, wierzę ci. Ale muszę wiedzieć jeszcze jedno – potrząsnął rulonem. – Jak to dostałeś?

     - Pocztą – odrzekł Gwinas. – Normalną pocztą.

     - Przyszedł do Puszczy Valen?

     - Oczywiście – Gwinas zrobił obrażoną minę. – Myślisz, że do Valen nie docierają listy?

     - Nie o to mi chodzi – Mario potrząsnął głową. – Muszę wiedzieć, czy się spotkaliście. Czy oni wiedzą, jak wyglądasz?

     - Nie sądzę – elf potrząsnął głową. – Od wczorajszego wieczora nie kontaktowałem się tu z nikim, oprócz obsługi hotelu i księgarza.

     - To dobrze… No cóż, żegnaj w takim razie. I nie wspominaj nikomu o naszym spotkaniu.

     - Żartujesz? – uśmiechnął się. – Wiem, kim są Ostrza. Nigdy nie chciałbym się wam narazić.

     - I dobrze byłoby – rzekł jeszcze Mario z ręką na klamce - żebyś zniknął z miasta. Moja misja może się nie udać, a wtedy oni mogą zacząć cię szukać.

     Gwinas zadrżał, ale skinął głową.

     - Dzięki za ostrzeżenie. Tak zrobię. Wyjadę jutro z samego rana.

     - Bywaj – Mario uniósł dłoń. – I szczęśliwej drogi.

     Po czym zniknął za drzwiami, w ciemnym korytarzu. Nie zdążył jednak dojść do schodów, gdy otworzyły się drzwi od pokoju obok.

Hotel Tibera Septima - korytarz na piętrze, prowadzący do pokoi gości

     - Tutaj – szepnął Baurus. – Widzę, że masz tę księgę – dodał zamykając za nim drzwi. – Dobrze. Jak poszło? Czego się dowiedziałeś?

     Mario w kilku słowach streścił mu spotkanie z elfem.

     - A tu mam umówione spotkanie z Mitycznym Brzaskiem – dodał, demonstrując list.

     - Gdzie? Kiedy?

     - Jeszcze nie wiem – odparł, podchodząc do świecy i odpalając jedną od drugiej. – Jeszcze nie czytałem. Ale zaraz się dowiemy.

     Rozwinął rulon i dwie głowy pochyliły się nad ozdobnym, starannym pismem.


     Gwinasie,

     Zaobserwowaliśmy twoje zainteresowanie pismami Mistrza. Stawiasz właśnie pierwsze kroki w kierunku oświecenia. Wytrwaj na tej ścieżce, a być może dołączysz do wzniosłych szeregów wybrańców.

     Jeśli chcesz nadal kroczyć ścieżką Brzasku, będziesz potrzebował czwartego tomu „Komentarzy o Misterum Xarxes” pióra Mistrza. Można go otrzymać tylko od członka zakonu Mitycznego Brzasku. Jak Twój wyznaczony Sponsor. Przekażę Ci moją kopię, jeśli uznam Cię za godnego.

     Studiuj trzy pierwsze tomy dzieła Mistrza. Szukaj ukrytych znaczeń w słowach, najlepiej jak potrafisz. Gdy będziesz gotów, przyjdź do kanałów pod Elfimi Ogrodami w Cesarskim Mieście. Przyjdź sam. Podążaj głównym tunelem, aż dojdziesz do pomieszczenia ze stołem i krzesłem. Usiądź. Tam cię spotkam i dam Ci to, czego pragniesz.

     Sponsor


     Spojrzeli po sobie.

     - To może być przełom, którego szukamy! – oczy Redgarda rozbłysły.

     Wstał i zaczął energicznie przechadzać się po pokoju, jakby z podniecenianie mógł usiedzieć na miejscu.

     – Dobra robota! – mówił, ni to do siebie, ni do Maria. – Musimy zatem zdobyć ten czwarty tom. Jeśli Tar-Meena ma rację, możemy użyć tych ksiąg do zlokalizowania tajemnej świątyni Mitycznego Brzasku.

     - Znasz tę część kanałów? – spytał Mario.

     - Oczywiście – uśmiechnął się. – Znam kanały równie dobrze jak miasto. Wiem, gdzie jest to pomieszczenie. Byłem tam wiele razy, choć oczywiście, nie zdawałem sobie sprawy, co się tam odbywa. Nigdy tam nikogo nie zastałem, ale zawsze dziwiło mnie, że stół i krzesła są czyste i nie zakurzone. Takie spotkania muszą się tam odbywać bardzo często.

     - Idziemy teraz?

     Baurus pokręcił głową.

     - Zdecydowanie lepiej iść w dzień – odparł. – Po pierwsze, w kanałach jest wtedy jaśniej i nie trzeba używać pochodni. Światło wpada przez odpływy i kraty na włazach. Po drugie, jeśli wywiąże się tam jakaś awantura, w nocy usłyszy ją cała dzielnica. W dzień odgłosy miasta powinny ją zagłuszyć. W końcu po trzecie, w dzień gobliny, których niestety nie udało nam się nigdy stamtąd wykurzyć, są mniej aktywne. Proponuję spotkać się jutro rano na śniadaniu u Luthera, a potem pójdziemy. Jeśli dopisze nam szczęście, jutro będziemy mieli czwarty tom. I wiesz co? Włóż na siebie zbroję. Może się przydać.


4 komentarze:

  1. Ojej, trochę straszno;) Nie powiem by kanały były miłym miejscem do spotkań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te kanały to tak naprawdę podziemne miasto. Ani trochę nie przypominają ciasnych burzowców.

      Usuń
  2. Wow!!! Ale ekscytujący odcinek!!!
    Już czekam na ciąg dalszy. :)
    P.S.Używanie dzisiaj słów "Za wszelką cenę" jest ryzykowne... ;)

    OdpowiedzUsuń