Rozdział LVIII

    Słońce znikło już za górami. Tylko czerwona łuna rozświetlała niebo, gdy czterej konni kolejno wysunęli się z bramy i wkroczyli na ścieżkę, wiodącą do Świątyni Władcy Chmur. Poruszali się wolno, jako że ścieżka była wąska i kręta, gdzieniegdzie zalegająca już w cieniu, w dodatku wiodła w dół, co mocno obciążało przednie nogi wierzchowców. Konie szły posłusznie, jeden za drugim. Tylko jeden z nich, idący na samym przedzie potężny, kary ogier zdawał się nie podzielać opinii jeźdźców, ani swych ziomków i wyraźnie miał ochotę puścić się w dół galopem. Dosiadający go jeździec, w lekkiej, zielonej zbroi, nie pozwalał jednak na szaleńczy bieg na złamanie karku. Dopiero, gdy znaleźli się na dole, na nieco równiejszym terenie, popuścił cugli, pozwalając karoszowi przyspieszyć i oddalić się nieco od towarzyszy. Nietrudno było domyślić się, że będzie pełnił on rolę zwiadowcy.

     Ciemność wokół zaczęła gęstnieć. Zaklęte rękawice pokazywały mu z rzadka w oddali niewielkie światełka. Rozpoznawał je już całkiem dobrze, po kształcie, sposobie poruszania się, czy intensywności świecenia. Najczęściej pochodziły od mniejszych drapieżników, szukających żeru. Czar, nałożony na rękawice, był bowiem, co Mario już dawno zauważył, starannie przemyślany i nie ukazywał drobnych stworzeń, których światełka mogłyby spowodować chaos. Został stworzony z myślą o wojowniku, a nie obserwatorze przyrody. Jeśli jakieś żywe stworzenie było wielkości lisa, poświata pojawiała się w oku obserwatora, ale mniejsze stworzenia ukazywały się tylko wtedy, gdy znajdowały się bardzo blisko, albo było ich bardzo dużo. Małe nie ukazywały się w ogóle, chyba że w dużej liczbie. Pojedynczy owad, nawet duży, nie był widoczny, ale rój owadów dawał się zauważyć w postaci delikatnej, migocącej mgiełki. Osoby i duże zwierzęta dawały zupełnie inną poświatę, wyraźnie jaśniejszą w centrum, gdzie znajdowało się serce, która za poruszającym się obiektem ciągnęła się jak dym, albo para.

     Mario nie wiedział, na jakiej zasadzie działał ten czar. Zrazu wydawało mu się, że pokazuje on ciepło ciała. Jednak rękawice ukazywały mu również stworzenia zimnokrwiste, również przywołane, a nawet nieumarłych, których szczątki były zupełnie zimne. W końcu uznał, że to jakaś życiowa energia, emanująca z postaci żywych, bądź magicznie ożywionych i przestał o tym myśleć.

     Pozostali jeźdźcy poruszali się gęsiego. Na przodzie Baurus, obserwujący uważnie okolice, gotowy do ruszenia na odsiecz zwiadowcy, gdyby zaszła taka potrzeba. Za nim Martin, Jauffre na końcu, zabezpieczając tyły. Wszyscy trzej mieli na sobie kompletne zbroje Ostrzy, włącznie z hełmami. I wszyscy mieli na plecach przytroczone skórzane, nabijane ćwiekami pochwy, w których tkwiły długie, dwuręczne miecze.

     Ostrza używały dwóch rodzajów miecza. Na co dzień była to katana, zwyczajowo w pochwie zatkniętej za pas. Jednakże gdy Ostrza wyruszały w bój, zwykle zabierały dłuższe, dwuręczne wersje swoich szabel, które nosiło się na plecach. Była to straszna broń w rękach doświadczonego wojownika. A zarówno Baurus, jak i Jauffre potrafili się nią biegle posługiwać. Jedynie Martin, choć potrafił się fechtować, wciąż był daleki od mistrzostwa we władaniu tą bronią. Otrzymał ją jednak na wszelki wypadek, a także by do końca upodobnić się do Ostrzy. W stalowej segmentacie i hełmie trudno było go odróżnić od pozostałych żołnierzy.

Jeden z wąwozów w górach Jerral, przez który prowadzi szlak z Brumy do Cesarskiego miasta

     Wkrótce znaleźli się w wąwozie. Droga wciąż łagodnie opadała, zdecydowano się na przyspieszenie podróży. Mario pognał przed siebie, wciąż uważnie rozglądając się na boki. Ale podróż przebiegała spokojnie. Raz tylko ujrzał poświatę ogra, nieco w bok od ścieżki. Na wszelki wypadek, aby stworowi nie przyszło do głowy zaatakowanie postępującej za nim trójki jeźdźców, postanowił go zlikwidować, na co wystarczyło kilka strzał. Dalej droga przebiegała spokojnie. Połowa nocy minęła. gdy wynurzyli się z lasu i wkroczyli na obwodnicę, obiegającą całe jezioro Rumare dookoła.

     Rytmiczny szum, dobiegający z przodu, wywołał uśmiechy na ich twarzach. Ani chybi, maszerował przed nimi oddział wojska. Jakiego wojska, nietrudno było się domyślić – Ostrza, zdążające do stolicy.

     - Już niedaleko – uśmiechnął się Mario, poczekawszy aż towarzysze dołączą do niego. – Cyrus jest tuż przed nami.

     - Nie zrobili postoju na noc? – zdziwił się Martin. – Jak dojdą będą wykończeni.

     - Spokojnie, Cyrus wie co robi – zapewnił go Jauffre. – Zna wytrzymałość swoich ludzi i na pewno pomyślał o zaplanowaniu odpoczynku.

     Ruszyli przed siebie. Wkrótce Mario ujrzał purpurową poświatę maszerujących żołnierzy. Popędził konia. Zauważył, że żołnierze w tyle przystanęli i zajęli pozycje po obu stronach drogi. Zapewne usłyszeli stukot kopyt po kamiennej drodze

     - Swój! – zawołał. – Mario Cetegus!

     Oddział przystanął, a Cyrus stanął na poboczu i uniósł dłoń.

     - Wszystko w porządku? – spytał.

     - W jak najlepszym – zapewnił go Mario. – Pewien człowiek jedynie martwi się o wasz wypoczynek.

     Cyrus roześmiał się.

     - Za tym wzgórzem jest wioska – wskazał przed siebie. – Tam staniemy. Będziemy w stolicy jutro tuż przed południem.

     - Przekażę mu to – Mario również się zaśmiał, oglądając się za siebie, gdzie majaczyły już sylwetki trzech jeźdźców, kłusujących w ich stronę. – Ale pewnie spyta was o to sam. Na mnie czas. Do zobaczenia!

Prawdopodobne miejsce postoju Cyrusa i Ostrzy. Widoczne pierwsze zabudowania wspomnianej wioski

     Ruszył przed siebie, co Vulcan przyjął z radością, od razu przechodząc w galop.

     Niebo na wschodzie zaczynało już jaśnieć, gdy kopyta Vulcana zadzwoniły na moście, prowadzącym do Cesarskiego Miasta. Mario wstrzymał konia i poczekał na pozostałych. W czwórkę przejechali przez most i wspiąwszy się na stromiznę pod główna bramą i skręcili w lewo do stajni. Tam zostawili konie i skierowali się w stronę bramy. Jak ustalili wcześniej, udali się do dzielnicy portowej, gdzie Mario otworzył przed nimi drzwi swojej chatki. Wszyscy weszli do środka.

Most, prowadzący do Cesarskiego Miasta

     - Mamy czas do południa – odezwał się Jauffre. – Wtedy ściągnie tu Cyrus. Gdy Ostrza otoczą pałac, Martin uda się do środka.

     - To wygląda na obleganie pałacu, a nie ochronę – mruknął Mario, zamykając starannie drzwi. – Argument przeciwko Ocato?

     - Coś ty się tak przyczepił do nieszczęsnego Ocato? – Jauffre zdjął hełm i potarł łysinę. – Tu chodzi o to, żeby dać odpór daedrom, które mogłyby zaatakować pałac. Zaatakują, tego jestem pewien. Postaramy się ich uprzedzić.

     Mario nie odpowiedział, choć było widać, że słowa Jauffrego go nie przekonały. Zaczął mocować się z rzemieniami zbroi. Pozostali wzajemnie, sobie pomagając, również je zdjęli.

     - Kto ma ochotę na kąpiel, zapraszam do jeziora – ziewnął Mario. – Ale ja chyba dopiero jak się wyśpię. Mam tu kilka der, jakoś się pomieścimy – dodał, otwierając skrzynię.

     - Cesarzowi odstąpimy łoże – uśmiechnął się Jauffre. – Wygląda na solidne i wygodne.

     - W łożu śpi najstarszy – Martin pokręcił głową. – Zbyt wiele zależy od twojej kondycji. Co najwyżej, możesz mi się trochę posunąć, to zmieścimy się obaj.

     Jauffre już miał zaprotestować, ale Martin uspokoił go łagodnym uściskiem w ramię.

     - Ale śpię od skraja – zaznaczył arcymistrz. – Żeby cię w razie czego osłonić.

     - Przecież nikt nie wie, gdzie jestem – mruknął Martin sennym głosem. – To był świetny pomysł z tą chatką… Nawet wart nie trzeba wystawiać.

     Mario i Baurus ulokowali się na derkach i tobołkach na podłodze. Przesunęli stół pod drzwi, tworząc dodatkowe zabezpieczenie, po czym położyli się Mario pod regałem, Baurus przy drzwiach, pod stołem. Nie mieli zbroi, ale broń trzymali pod ręką.

     - Daj mi kuksańca, jakbym chrapał – ziewnął jeszcze Martin.

     Odpowiedziało mu tylko niewyraźne mruknięcie.

     Wkrótce wszyscy czterej zapadli w sen. W małych okienkach pojawił się blask świtu.

*          *          *

     Mario spał głęboko, ale obudził się w samą porę, gdy światło słoneczne, wpadające przez okienko, przesunęło się ku krawędzi i znikło. Niezawodny znak, że do południa pozostało niewiele czasu. Wstał i obudził Baurusa. Razem odsunęli stół, starając się nie budzić pozostałych, ale Jauffre spał czujnie i natychmiast otworzył oczy. Wstał ostrożnie i z czułością spojrzał na śpiącego Martina. Było w tym spojrzeniu tyle troski, że mogłoby się wydawać, iż to ojciec patrzy na ukochanego syna.

     Martin spał jeszcze. Nie był wojownikiem i nie przywykł do trudów dalekich podróży. Jego organizm nie zregenerował jeszcze swych sił. Spał na wznak, posapując z cicha, z jedną ręką wsuniętą pod głowę. Druga dłoń spoczywała na piersi, przykrywając Amulet Królów, jakby Martin nawet przez sen obawiał się, że ktoś może spróbować mu go ukraść.

     Mario cichaczem wymknął się z chatki i popędził do portu, gdzie stało kilka kramów z żywnością. Będąc gospodarzem, czuł się też zobowiązany do poczęstowania swych gości spóźnionym śniadaniem. Gdy wrócił, niosąc kilka wędzonych ryb, bochenek chleba i garniec piwa, Zastał całą trójkę, zażywającą kąpieli w jeziorze.

Wnętrze chatki, która w czasach Kryzysu Otchłani była własnością Mariusa Cetegusa

     Śniadanie zjedli szybko, bez zbędnej celebracji. Po czym Jauffre rozpakował swój podróżny tobół.

     - Cesarski płaszcz? – zdziwił się Mario.

     - Co w tym dziwnego? – Jauffre wzruszył ramionami. – Cesarz powinien wystąpić w cesarskim stroju, to chyba jasne.

     - Ale skąd go masz? – Mario pokręcił głową. – Przecież on przepadł, gdy…

     Urwał, bowiem wspomnienie śmierci Uriela Septima sprawiło, że coś chwyciło go za gardło.

     - To tylko taki sam płaszcz – odrzekł Jauffre. – Nie ten sam. No, Wasza Wysokość, chyba nadszedł czas, byś go włożył.

     Martin nie zwlekał. Milcząc, wciągnął na siebie ozdobne szaty, przygotowane mu przez arcymistrza. Od jakiegoś czasu już się nie odzywał, zatopiony w myślach. Pionowa zmarszczka między brwiami świadczyła o skupieniu i powadze. Nawet bez cesarskiego stroju miał teraz w sobie coś, po czym niechybnie można było poznać monarchę.

     Gdy zapiął złotą sprzączkę i wysunął na wierzch Amulet Królów, trzej pozostali odruchowo schylili głowy. Dopiero wtedy się odezwał.

     - Ranicie mnie tym gestem – westchnął. – Myślałem, że mam w was przyjaciół, a wy zachowujecie się jak sługi.

     - Jesteśmy jednymi i drugimi – oznajmił Jauffre.

     - Albo jednymi, albo drugimi – Martin potrząsnął głową. – Przyjaciele są sobie równi. Zawsze i wszędzie. Proszę, jeśli już tak bardzo chcecie, dworską etykietę zachowajcie na oficjalne spotkania. Gdy jesteśmy sami, nie dawajcie mi do zrozumienia, że nie jestem jednym z was.

     Jauffre uśmiechnął się i ze wzruszeniem chwycił go za ramiona i lekko nim potrząsnął.

     - Będziesz znakomitym cesarzem – oznajmił. – Wiem to.

     Po czym spojrzał na Maria.

     - Proponuję, aby to Bohater z Kvatch zawiadomił kanclerza o przybyciu cesarza – uśmiechnął się. – Zdaje się, że marzy o tej chwili. Żeby nie skłamać, ja też chciałbym, aby sam przekonał się, jaki Ocato jest naprawdę.

     Mario skrzywił nos. Jego nieufność do kanclerza nie zmieniła się ani na jotę.

     - Zrobię to – oznajmił. – I lepiej dla niego, żeby przyjął to do wiadomości.

     - Do polityki to już się nie wtrącaj – odrzekł Jauffre. – Ale włóż swą szklaną zbroję, która zdążyła już obrosnąć legendą. Niech wszyscy wiedzą, z kim mają do czynienia. A teraz pozwól, że wprowadzę cię w kilka szczegółów dworskiej etykiety. Wejdziesz po wojskowemu i staniesz dwa kroki przed kanclerzem, nie bliżej. Nie klękaj przed nim, ani się nie kłaniaj w pas, ale oddaj mu honory na sposób wojskowy. Nie odzywaj się, dopóki on się nie odezwie pierwszy. Wtedy dopiero zawiadomisz Ocato, że przybył Martin Septim, syn Uriela Septima, aby przejąć swoje dziedzictwo. Pamiętaj, nie nazywaj Martina cesarzem, bo jeszcze nim nie jest. To ważne. Nazywaj go tylko synem cesarza. Chyba, że chcesz się narazić na kanclerską ripostę, a uwierz mi, potrafi jej użyć. Do kanclerza zwracaj się tak jak należy, Wasza Ekscelencjo. Gdy my wejdziemy, odsuniesz się na lewą stronę i staniesz bokiem zarówno do kanclerza i cesarza. To ważny gest, oznaczający twoją neutralność.

     - Moje co? – prychnął Mario. – Neutralność to ostatnia rzecz, jaka przychodzi mi do głowy.

     - Neutralność oznacza, że uszanujesz decyzję Rady. Pamiętaj, nie jesteś stroną w sporze, jeśli takowy będzie miał miejsce. To bardzo ważne. Aby rozpalić Smocze Ognie, Martin musi objąć tron zgodnie z prawem, i nikt nie może odnieść wrażenia, że miały miejsce jakieś siłowe naciski, czy wręcz zamach stanu. Baurus, ty staniesz po lewej stronie Martina, dwa kroki za nim. Wszyscy zrozumieją ten gest. To oznacza, że stanowisz osobistą ochronę osoby cesarza i w razie czego masz prawo dobyć broni. Zresztą, sam najlepiej wiesz. Pełniłeś służbę u Uriela Septima. Ja stanę po jego prawej ręce. I pamiętajcie obaj, że od tej chwili sprawa zaczyna się rozgrywać na poziomie prawa, a nie siły. Obaj musicie zaakceptować decyzję Rady, jakakolwiek będzie. Swoich racji Martin będzie musiał bronić na drodze negocjacji. Więc żadnego fałszywego ruchu, a najlepiej nie odzywajcie się w ogóle. Chyba, że ktoś was o coś zapyta.

     Powiódł wzrokiem po wszystkich i uśmiechnął się.

     - Zrozumieli?

     - Tak jest – odpowiedzieli Mario i Baurus.

     - Wiem, pytam pro forma! – roześmiał się. – No to, do roboty.

Świątynia

     Nie minął kwadrans, gdy Mario w pełnym rynsztunku wyszedł z chatki i skierował się w stronę portu, gdzie znajdowało się przejście do miasta. Prowadził do niego tunel, wydrążony we wzgórzu dopiero pod samym murem zmieniający się w brukowaną drogę. Kroczył nią już wiele razy, nie potrafiłby tego nawet zliczyć. Strażnicy przy bramie znali go już. Wielu pozdrawiało go przyjaznym gestem. Odpowiadał skinieniem głowy i uśmiechem. Przeszedłszy przez bramę, znalazł się w dzielnicy świątynnej. Rzucił okiem na wysklepioną rotundę, Świątyni Jedynego, w której wkrótce miały zapłonąć Smocze Ognie, rozpalone przez nowego cesarza, definitywnie kończąc Kryzys Otchłani. Minął ją i skierował się do centrum, gdzie za kolejną bramą w wysokim murze znajdował się pałac cesarza.


4 komentarze:

  1. Przewiduję kłopoty z tym Ocato.
    No i ta etykieta taka skomplikowana...
    Oj, żeby wszystko dobrze poszło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cud - udaje mi się tu komentować. Bo nadal na innych blogach i u siebie nie mogę komentować. I,oczywiście,nikt nie wie dlaczego. Jak tak dalej potrwa to zwyczajnie zlikwiduję swój blog.Na jakie licho mi blog, skoro nie mogę odpowiadać na komentarze? Przed chwila na Twoim blogu też nie udało mi się nawet jednej literki napisać.
      Dziwna nieco ta etykieta, no ale raczej wszystkie etykiety dworskie bywały dziwne.

      Usuń
    2. A w ogóle, same widzicie, jaki to wyjątkowy blog - można tu komentować nawet przy awarii! ;)

      Może napisz do administratora? Bo może to coś co tylko on może odblokować.

      Usuń
    3. A tę etykietę to sam wymyśliłem. Pomyślałem, że na cesarskim dworze jakaś musi obowiązywać.

      Usuń