Rozdział IV

     Przez jakiś czas szli w ciszy, kilkakrotnie skręcającymi korytarzami. W końcu doszli do większej komnaty, do której prowadziły schody w dół. Przeszli przez jedno pomieszczenie i znaleźli się w drugim, mniejszym.
     
     - Uwaga! – krzyknął nagle Baurus! – To pułapka! Krata jest zamknięta!
     
     W jednej chwili Ostrza otoczyły cesarza ze wszystkich stron, gotowi bronić go za wszelką cenę. I było to słuszne posunięcie, bowiem nagle, nie wiadomo skąd wynurzyło się trzech napastników, w srebrno-czerwonych zbrojach.
     
     Nie dosięgli cesarza. Cetegus nie zdążył nawet dobyć miecza, gdy wszyscy trzej już leżeli na ziemi, a ich przywołana zbroja zamieniała się w czerwoną szatę. Ostrza były elitarną jednostką i właśnie udowodniły, że nieprzypadkowo ich tak nazywano. Ale to nie koniec. Po drugiej stronie korytarza pojawili się następni napastnicy.
     
     - Pilnuj cesarza! – rzucił Baurus w stronę Maria, po czym skoczył ku postaciom w zbrojach, a za nim popędzili dwaj pozostali.
     
     Mario stanął przy władcy, z obnażonym mieczem i uważnie rozejrzał się dokoła. Drgnął, gdy poczuł dotknięcie w ramię. Odwrócił się. Cesarz ze spokojnym, smutnym uśmiechem patrzył w jego oczy.
     
     - To na nic – odezwał się niespodziewanie. – Nikt nie ucieknie przed swoim przeznaczeniem. A ja wiem, że nie wyniosę swej głowy z tych podziemi.
     
     - Ależ panie… - spróbował zaoponować Mario. – Zawsze jest nadzieja!
     
     Cesarz pokręcił głową, po czym sięgnął do karku i zdjął złoty łańcuch, który nosił na szyi. Spod szaty wysunął się doczepiony do niego duży, czerwony klejnot, oprawiony w złoto.
     
     - Weź to – wcisnął mu w dłoń. – I pilnuj dobrze. Od tego klejnotu zależy przyszłość Cesarstwa, a może nawet całego świata. Nie może wpaść w ich ręce.
     
     Cetegus bezwiednie chwycił podany mu naszyjnik i pytająco spojrzał w oczy władcy.
     
     - To Amulet Królów – oświadczył cesarz. – Może zawisnąć tylko na szyi prawowitego władcy. Muszę cię o coś prosić.
     
     - Co rozkażesz, panie – wydusił z siebie Mario.
     
     Uriel Septim pochylił się do jego ucha i wyszeptał.
     
     - Znajdź mojego syna Martina. Daj mu to.
     
     - Syna? – wybąkał zdumiony Mario.
     
     - Cesarz też jest tylko człowiekiem – władca uśmiechnął się smutno. – Tak, jest jeszcze jeden Septim, o którym nikt nie wie. Po mojej śmierci stanie się prawowitym cesarzem. Znajdź go i przekaż mu Amulet Królów. On musi dokończyć to, co mnie się nie udało. I już nie uda, bowiem mój czas na świecie dobiega końca.
     
     - Gdzie go znaleźć? – wydukał Mario, odruchowo wsuwając amulet do prowizorycznego plecaka.
     
     - Nie wiem – cesarz pokręcił głową. – Musisz najpierw znaleźć człowieka, imieniem Jauffre. Zapamiętasz?
     
     - Jauffre – powtórzył Mario.
     
     - On będzie wiedział.
     
     Po czym uśmiechnął się życzliwie i ścisnął jego rękę.
     
     - To na pewno ty… Widziałem cię we śnie. Nadciąga katastrofa, a ty zostałeś wybrany, by uratować ludzkość. Już niedługo otworzą się  bramy ognia i zło zaleje ten świat. To ty musisz zamknąć szczęki potwora ciemności.
     
     Mario miał jeszcze wiele pytań, ale nie dane mu było ich zadać, bowiem za jego plecami mignął mu złowrogi cień. Jeden z napastników biegł w ich kierunku. Niewiele się namyślając, ruszył naprzeciwko niemu, z uniesionym mieczem.
     
     Cios, od którego zasłonił się kataną, o mało nie odłupał mu ręki. Poczuł na rękojeści tak silne uderzenie, że sam zdziwił się, że broń nie wypadła mu z dłoni. Nie miałby szans w tej walce, gdyby nie fakt, że dziwacznemu kultyście nie chodziło o niego, tylko o cesarza i usilnie próbował dosięgnąć go mieczem. Mario chwycił katanę w obie ręce i odruchowo, bezmyślnie, ciął w wyciągnięte, uzbrojone ramię. Przywołana w magiczny sposób zbroja, jak się przekonał, skuteczna była tylko do pewnego stopnia. Silny cios ostrym mieczem potrafił ją przebić. Ostra, akavirska katana przecięła ją, jak kawałek drewna i doszła aż do kości, o ile nie jeszcze głębiej. Kultysta ryknął z bólu i próbował zamierzyć się na Maria, ale ranna ręka spowodowała, że ruch ten był niezdarny i powolny. Mario, choć nie należał do dobrych szermierzy, bez większego trudu uniknął ciosu i z całej siły ciął w kark. Napastnik zwalił się bezwładnie u jego stóp, po czym jego zbroja rozwiała się i oczom Maria ukazała się rytualna, czerwona szata. Wygrał swój pierwszy w życiu pojedynek na miecze!
     
     - Nie! – rozległ się nagle przejmujący krzyk za jego plecami.
     
     Odwrócił się gwałtownie, unosząc miecz, ale było już za późno. Krzyk wyrwał się z ust nadbiegającego Baurusa, gdy drugi, nie zauważony przez Maria napastnik, zatopił miecz w sercu cesarza. Ten wywrócił tylko oczami i osunął się na ziemię, w kałuży krwi. Kultysta chciwie sięgnął do szyi cesarza, jakby chciał dostać się do naszyjnika, ale nie zdążył nawet jej dotknąć, gdy miecz Baurusa jednym cięciem zakończył jego żywot, po czym Redgard odrzucił miecz i schylił się do leżącego cesarza.
     
     - Nie… - jęknął znów, chwytając jego głowę w dłonie. – Cesarz nie żyje.
     
     - Zawiodłem… - szepnął Mario z rozpaczą.
     
     - To ja zawiodłem – Baurus ze smutkiem potrząsnął głową. – To ja ślubowałem go chronić, nie ty.
     
     - Gdzie reszta? – spytał Mario.
     
     Baurus nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się wokół.
     
     - Wygląda na to, że tylko my dwaj tu przeżyliśmy – rzekł przez zduszone gardło. – Nie na długo, zapewniam cię. Wszystko stracone. Cesarz nie żyje, a Amulet Królów zniknął.
     
     - Amulet Królów… - powtórzył bezwiednie Mario.
     
     - Insygnium cesarskiej władzy – Redgard z szacunkiem ułożył głowę cesarza na ziemi i powstał na równe nogi. – Amulet o wielkiej mocy. W rękach cesarza, oczywiście. A teraz wpadł w ich ręce. Kimkolwiek oni są, bez amuletu nie uratujemy tego świata. To koniec…
     
     - Amulet… - odezwał się Mario niepewnie, - amulet nie wpadł w ich ręce.
     
     - Hę? – Baurus podniósł na niego badawczy wzrok.
     
     - Jest tutaj – wyciągnął klejnot ze swego woreczka. – Cesarz dał mi go przed śmiercią i kazał strzec. Nie ukradłem, naprawdę! – dodał z przestrachem.
     
     Baurus wpatrywał się w niego uważnie jeszcze przez chwilę, po czym westchnął z wyraźną ulgą.
     
     - Nie oskarżam cię o kradzież – mruknął w końcu. – Ani o żaden inny zły uczynek. Widziałem, jak zasłoniłeś cesarza i próbowałeś go bronić. Zresztą, on ci ufał. Widział coś w tobie. Kto wie, czy właśnie nie ocaliłeś Cesarstwa. I co miałeś zamiar z nim zrobić?
     
     - Cesarz kazał mi dać to swemu synowi, o którym nikt nie wie.
     
     Zdumienie odbiło się na twarzy Redgarda.
     
     - Czyżby istniał jeszcze jeden Septim? – bąknął. – Jeśli to prawda, to wciąż jest nadzieja… Nie mów mi, gdzie go szukać. Nie chcę wiedzieć. Gdyby mnie złapali…
     
     - Sam tego nie wiem – westchnął Mario. – Cesarz kazał mi naleźć człowieka imieniem Jauffre. On podobno będzie wiedział, co robić.
     
     - Jauffre? – Baurus zmrużył oczy.
     
     - Znasz go?
     
     Redgard ostrożnie skinął głową.
     
     - Gdzie go szukać?
     
     - Znajdziesz go w opactwie Weynon – odparł Redgard. – Jest tam mnichem. Wiesz, gdzie to jest?
     
     - Pod Chorrol – Mario skinął głową. – Jestem Coloviańczykiem, znam tamte strony.
     
     Baurus również skinął głową.
     
     - Pod Chorrol – potwierdził. – Niech nie zwiedzie cię jego habit. W rzeczywistości jest arcymistrzem Ostrzy, naszym dowódcą. Spróbuj porozmawiać z nim na osobności. Nie trzeba, żeby was ktoś słyszał.
     
     - Tak zrobię – zapewnił Mario. – Tylko – rozejrzał się niepewnie i wbił wzrok w zamkniętą kratę – jak ja się stąd wydostanę?
     
     - To nie problem – Baurus wzruszył ramionami. – To nie jest jedyne wyjście. Można jeszcze wyjść kanałami.
     
     Grymas na twarzy Maria spowodował u Baurusa lekki uśmiech.
     
     - To nie to, co myślisz. Kanały to podziemna metropolia. Są naprawdę rozbudowane. To cały system szerokich korytarzy, mostów i zasuwanych grodzi. Całkiem wygodne przejście. 
     
     Sięgnął do pasa i wysupłał niepozorny, żelazny klucz z przytroczonej kieszonki. Po czym wsunął go w dłoń Maria.
     
     - Tamte drzwi – wskazał ramieniem. – Często korzystamy z tej drogi, żeby nie rzucać się w oczy. Mało kto o niej wie. Zostaw klucz w zamku. Ja tu jeszcze muszę… posprzątać. Dasz sobie radę. Uważaj tylko na szczury i gobliny. Czasem się tam gnieżdżą.
     
     - Postaram się nie zgubić – szepnął Mario, próbując nie okazać lęku przed podziemnym labiryntem, pełnym szczurów i goblinów.
     
     - Kieruj się takim znakiem – Baurus końcem palca wyrysował na zakurzonym murze nieregularny kształt.– Wszystkie przejścia są oznaczone. Inaczej sami byśmy się w nich pogubili. Ten znak mówi, że dane przejście prowadzi do wyjścia.
     
     - Wyjścia dokąd? – spytał z nadzieją.
     
     - Na zewnątrz, oczywiście – odrzekł Baurus. – Poza mury miasta.
     
     Spojrzał w oczy Maria i cień uśmiechu przemknął mu przez wargi.
     
     - Jak się nazywasz?
     
     - Marius Cetegus – odparł. – Przyjaciele mówią mi Mario.
     
     - Niech będzie Mario – skinął głową. – Ja jestem Baurus. Dziękuję ci za zaopiekowanie się mieczem kapitan Renault. Nie powinien wpaść w obce ręce.
     
     Mario poczuł że się czerwieni. Zrozumiał taktownie wydane polecenie. Wysunął katanę zza pasa i podał ją Baurusowi. Ten ścisnął jego ramię, doceniając ten gest.
     
     - Może przy ciałach tych cudaków znajdziesz coś przydatnego – zatoczył ramieniem wokół. – Na wolności przyda ci się trochę drobiazgów. A gdy już spotkasz Jauffre’go, powiedz mu, że zostaję w mieście.
     
     - Coś jeszcze?
     
     - Tylko tyle. On będzie wiedział, jak się ze mną skontaktować. Spróbuję wyśledzić, o co tu chodzi. Im więcej się dowiemy, tym większe szanse później, gdy dojdzie do… Sam nie wiem czego. W każdym razie, skoro mamy amulet i żyje następca cesarza, wciąż jest jakaś nadzieja.
     
     Uścisnęli sobie ręce.
     
     - Dlaczego ten amulet jest taki ważny? – spytał jeszcze Mario otwierając już drzwi, prowadzące go ciemnych kanałów. – Myślałem, że symbolem władzy jest korona.
     
     - Dobrze myślałeś – uśmiechnął się Redgard. – Jest symbolem właśnie i niczym więcej. Nie ma żadnej mocy. To tylko biżuteria. Co innego to – wskazał dłonią na worek, zawierający amulet. – To naprawdę chroni Cesarstwo. To jest prawdziwe insygnium władzy. Cesarz może być cesarzem bez korony, ale nie bez tego. Więc strzeż tego jak oka w głowie. I nie próbuj go wkładać na szyję. Kto wie, co może się stać, gdy włoży go ktoś, kto nie ma do tego prawa.
     
     - O to możesz być spokojny – odparł Mario. – Nie ośmieliłbym się. Bywaj.
     
     - Bywaj – Baurus podniósł dłoń.
     
     Mario chwycił nie zapaloną pochodnię i zniknął w ciemnym przejściu.

6 komentarzy:

  1. Dość tajemnicza historia. Właśnie sobie zdałam sprawę z faktu, że bardzo nie lubię podziemi, nawet tak "cywilizowanych" jak kopalnia w Wieliczce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Innymi słowy, z Dwemerami nic Cię nie łączy.

      Usuń
  2. No, historia się zaczyna rozkręcać.
    Niezbyt przyjemna częśc wędrówki go czeka. Ja mam troche kalustrofobię... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niepotrzebnie - kanały są całkiem przestronne. To nie ciasne rury - to rozległe korytarze, pełne mostów, sporych komnat, grodzi i krat, a ścieki płyną tylko środkiem, w specjalnie wyżłobionej rynnie. Prawdziwe, podziemne miasto.

      Usuń
  3. świata nie uratują ostrza i wojownicy w zbrojach po szyję

    OdpowiedzUsuń